5 rzeczy, które mnie zaskoczyły i są związane z chodzeniem na siłownię

Wpis bez powitania, to nie wpis! Witam was bardzo ciepło!
Dzisiaj już piątek, co oznacza, że weekend biegnie w naszą stronę z otwartymi ramionami. Ja jednak nie o tym. Żeby było nudniej to wstawiam kolejny wpis dotyczący mojego odchudzania. Tym razem coś o siłowni.


Z racji tego, że jest to dla mnie typowa nowość to i kilka rzeczy mnie zaskoczyło.
A mianowicie:

1) Nie samymi "koksami" siłownia żyje.
Moje wyobrażenie było jedno. Pójdę tam i umrę ze wstydu porównując się do osób wysportowanych, napakowanych i doświadczonych. Ku mojej uldze i mojemu strachowi zobaczyłam, że na siłownie chodzą również normalni ludzie ( nie to, że Ty wysportowany jesteś nienormalny - jesteś normalny, ale dla tłuściocha taka pierwsza styczność z tobą jest stresująca - albo tylko dla mnie).

2) Wszyscy są mili i pomocni.
Nie tylko trenerzy dostępni na sali, ale i osoby ćwiczące. Do tej pory nie spotkałam się z krzywym spojrzeniem w moim kierunku. W szatni można nawet porozmawiać z osobą, której nie znasz - nawet nie wiedziałam, że będę do tego zdolna ( wstydzioch ze mnie jak 102).


3) Starsze osoby na siłowni.
Tak - codziennie widzę Panie i Panów 60+. Szacunek! Czapka z głowy. Jesteście cudowni. Też chcę w takim wieku tak dbać o siebie, a nie łykać tylko leki na serce i się użalać nad sobą i całym światem.

4) Mogę więcej niż myślę.
I odczuwam to przede wszystkim przy bieganiu. Początki były trudne. Przejścio - przebiegnięcie 2 km zajęło mi 22 minuty. Teraz zajmuje mi to 17 minut i 15 sekund, jak również pokonałam moje pierwsze 5 km (46 minut i 57 sekund). Swoją drogą cierpię na syndrom pierwszych dwóch kilometrów. Co to oznacza? Są one dla mnie tragiczne, nieznośne, cholernie trudne. Po przekroczeniu dwójki na ekranie mogę biec, chodzić bez problemu. Gdzie sens i logika?

5) Robię postępy, a moje ciało się zmienia.
Postępy możecie zauważyć w poprzednim punkcie. Tyczy to się również ćwiczeń siłowych. Udaje mi się ćwiczyć na większych obciążeniach i jest to bardzo motywujące. Co do ciała - mój cellulit znacznie spadł ( bardzo znacznie). Na pewno jest to też zasługa picia przynajmniej 1,5 litra wody dziennie ( wcześniej jak wypiłam szklankę to był cud). Ćwiczenia również bardzo mi pomagają. Zmienia się także waga i pomiary obwodu ciała, ale o tym już niedługo.


To by było na tyle, jeżeli chodzi o moją półtoramiesięczna przygodę ( z dużą przerwą w grudniu). Mam nadzieję, że kolejne miesiące przyniosą jeszcze więcej zaskoczeń i to tych pozytywnych. Dzisiaj czeka mnie kolejny trening, także proszę trzymać kciukasy!

Dobrego weekendu!

Popularne posty z tego bloga

Pierwsze urodziny bloga

Blogowanie od kuchni, czyli droga do publikacji nowego wpisu podczas spadku motywacji