Z pamiętnika grubaska, czyli jak przeżyć pierwszy tydzień bez słodyczy

Stało się. Postanowiłam i... stwierdziłam, że schudnąć wypada, że kilogramów za wiele, że zaraz szybciej przeskoczyć mnie będzie łatwiej niż obejść, że zdrowie mam tylko jedno i po lekarzach za 10 lat chodzić mi się nie będzie chciało. 

Jak pomyślałam, tak też 10 raz w tym roku zrobiłam. Cel jest prosty - trzeba w końcu na serio schudnąć. I słowo ciałem się...

Już wspominać mi się nie chce, że dieta umarła już przed urlopem, bo choroby, a potem urlop, to co ja nie zjem gofra nad morzem? A no zjem! 

A potem wróciłam z urlopu, a łazience nadal czekała na mnie waga. Jak zwykle niezawodna, wierna i szczera.



NIEDZIELA
Nieśmiało stanęłam i przymknęłam oczy. 86 kg - no fajnie, genialnie, coraz gorzej, jeszcze 4 i pobiję kolejny rekord. Płacz i zgrzytanie zębów. Dosłownie tak było. 
Pozostałe wymiary: Biust 108 cm, talia 95 cm, brzuch 111 cm i udo 71 cm. 

Jakoś obyło się bez słodyczy, bo byłam jeszcze w szoku i jeszcze mnie wczorajsze trzymały. 
Przetrwałam

PONIEDZIAŁEK
Poranek bardzo przyjemny, uczciłam ulubioną jajecznicą. Obiadek również był zdrowy, ale po południu się zaczęło. Zabrakło cukru, ale nie mogłam się poddać. Wiedziałam, że dam radę i dałam!

WTOREK 
Pomyślałam - fajnie by było poćwiczyć. Tylko kiedy? Przecież nie mam czasu. Zacznę jutro. 
Wytrwałam kolejny dzień bez słodyczy - sukces!

ŚRODA
Poćwiczyłam - 20 minut! Szaleństwo. Pierwsze koty za płoty. Wieczór, patrzę, a tu... stan podgorączkowy. Ta aktywność fizyczna mnie zabija. To koniec. 

CZWARTEK
Wszystko mnie boli, czy to zakwasy? A no nie, to nadal moje 37,2. Zbijam ten stan lekami i czekam na rozwój sytuacji. Kolejny dzień bez słodyczy, kolejny sukces.



PIĄTEK
38,5 stopnia gorączki. Dlaczego ja? No dlaczego, zawsze jak coś chcę zrobić ze swoim życiem, to mnie rozkłada? To chyba naturalny odruch, który ratuje mnie z opresji wysiłku fizycznego.

SOBOTA
Diagnoza - zapalenie gardła. Wpadłam w wielkiego doła. Jadłam czekoladę i czipsy. Przepraszam. Zgrzeszyłam. 

NIEDZIELA
Ponowne odstawieni cukru. Nawet mnie nie ciągnęło. Czuję się bezradna, bo ćwiczyć nie mogę. 
Nie schudnę.

PONIEDZIAŁEK
Jednak schudłam. 
Ważę 84,1 kg. Tylko obwodów przed śniadaniem zapomniałam zmierzyć. Po jedzeniu brzuch 109 cm, talia 93,5 cm, biust 106 cm, udo 70 cm. Czyli jest mnie mniej. Pierwsze ewentualne ćwiczenia mogę zacząć od czwartku. 

Publikuję wpis i planuję kolejny dzień bezśmieciowego jedzenia. 
No także - trzymajcie kciuki!


No i wyszedł taki wpis - trochę osobisty, trochę po mojemu, trochę rozliczenie samej siebie. Wyszło, co wyszło i mam nadzieję, że wyjdzie także za tydzień. Mam też nadzieję, że w końcu będę mogła pochwalić się większą aktywnością fizyczną.

Trzymajcie proszę za mnie kciuki, co bym znów nie uświadczyła gorączki po próbach wysiłku fizycznego :) 

Popularne posty z tego bloga

Pierwsze urodziny bloga

Blogowanie od kuchni, czyli droga do publikacji nowego wpisu podczas spadku motywacji