Wycieczka nad Zalew Zegrzyński

Cześć!

Na początku chciałabym Wam podziękować za miłe słowa pod poprzednim wpisem. Samo pokazanie facjaty jest dla mnie rzeczą bardzo stresującą. Jesteście wielcy!

Dzięki również za wszelkie makijażowe sugestie- będę miała nad czym pracować.

Dzisiaj podzielę się sobotnimi zdjęciami z naszego krótkiego wypadu nad znany w Warszawie Zalew Zegrzyński.


Zdziwiłam się niezmiernie wstając w sobotę o godzinie 7 ( nie umiem długo spać w wolne dni) patrząc przez okno. Świeciło słońce - szok!

Myśl była tylko jedna - jedziemy na wycieczkę.


Sam dojazd nie jest jakiś bardzo skomplikowany - linia 735 z pętli Metro Marymont. Nic trudnego! Szkoda tylko, że autobusy kursują co godzinę. 

Postanowiliśmy podjechać linią 705, który skręca ostatecznie w drugą stronę ( ale to tylko jeden przystanek) - nic złego nie mogło się stać.


No i dojechaliśmy do centrum niczego. Nie ten przystanek. Innych biletów brak - byliśmy skazani na nasze nogi. Musieliśmy zasuwać około 3 lub 4 kilometrów ruchliwą ulicą, aby trafić do właściwego miejsca. 


Kolejnym zaskoczeniem był fakt, że nie mogliśmy dojść do plaży wzdłuż wody - wszystkie tereny były prywatne.

Na szczęście miły Pan wskazał nam skróty przez ziemniaczane pole. W sumie to wyglądaliśmy co najmniej ciekawie :)


Warto było przejść taki kawał by zobaczyć tak wspaniałe widoki :) Ach te fale - dźwięk, który zabiera stres. Dosłownie!


Na plaży dostępny jest plac zabaw i tak zwana siłownia pod chmurką. Atrakcją może być także małe molo.

Zdecydowany prym wiodą sporty wodne.


Szczerze to byłam trochę rozczarowana - po pierwsze dojazdem, a po drugie brakiem rozplanowania terenu. Trzeci minus to fakt, że obok biegnie bardzo ruchliwa ulica.

Niemniej jednak miejsce jest urocze i pozwala odpocząć.
Chociażby sam widok - z resztą widzicie.


Oj  wyżyłam się trochę tego dnia na aparacie w telefonie.

Było co fotografować.


Największe wrażenie zrobił na mnie Pan uprawiający kitesurfing. Widząc to z bliska zrozumiałam jak trudny to sport.


Podróże małe, czy duże kształcą i to lubię.
Ostatecznie byłam bardzo zadowolona i odpoczęłam od komputera, internetu i telefonu ( służył jedynie jako aparat).

Oby więcej takich wypadów!

A Wy jak spędzaliście weekend?

Dobrego tygodnia!

Popularne posty z tego bloga

Pierwsze urodziny bloga

Blogowanie od kuchni, czyli droga do publikacji nowego wpisu podczas spadku motywacji